Avatar
K.

Mam na imię Karolina i jestem z XX wieku. Serio. Mam to nawet zapisane... na koszulce. Jestem specjalistą w dziedzinie autosabotażu i samozwańczą mistrzynią kuchni. Najbardziej lubię patrzeć na świat z poczuciem humoru, co nie znaczy, że zawsze mi się to udaje. Kiedy upadam, to najpierw się czołgam, a dopiero potem wstaje i poprawiam koronę. Lubię doświadczać i dzielić się doświadczaniem (niekoniecznie doświadczeniem): słowem, dźwiękiem i obrazem. Gdybym była znakiem interpunkcyjnym lub symbolem, najpewniej zostałabym tyldą. A ty?

dzień

dzień
jak
co dzień
taki sam inny
zmglił się spochmurniał zszedł zaszedł

nie zdążył odszukać swojego sensu
dziury w całym
i wiatru w polu

dzień zmarnowany

wróci
z płaczem
podszyty lękiem
i krzykiem

wciągnie w siebie
łapczywie
pochłonie
wydrąży mnie
jak wydmuszkę

od nowa

od słowa do słowa
przez krzywe spojrzenia
myśli

cedzimy przez zaciśnięte zęby
i potłuczone kieliszki
z-nowa

z-mowa
bez
porozumienia
bez chęci
za to
z podniesionym tonem
i ręką

w powietrzu
ogniu
i wojnie nieustającej

w przód w tył i do boku
obroty, salta, szpagaty

i nic nic nic

do boku do tyłu w przód
wszelkie próby konfiguracje
spełzły

kto mówił
na zawsze do nieprzytomoności
ten mówi

jedna.

a

litery
szmery-bajery
jednocześnie
prawdziwe i nieprawdziwe
jak kot Schrödingera

spod moich palców
wyłażą
bezczelnie się
podśmiechując
plugawe

stwory-potwory
uparte
niezdarte

zatarte

wspomnienia
prze-jęcia
i po-ruszenia
niezgrabne

mdłe szare
ponure
i bure
słowa

słowa-myśli
słowa-emocje
ni-jakie
i jako-takie
jak mogą
najlepiej

najgorzej

agenci
plenipotenci
na wieczne
s-kazanie
najlepiej

najgorzej

wszystko czerwone

tylko
ciało
zupełnie nagie
odarte ze skóry
oddycha
twoim powietrzem

zbieram twój proch
z podłogi
spod krzesła
spod fortepianu

tylko i li

tylko
ciało
zupełnie nagie
odarte ze skóry
boli naprawdę

pod kolanem, łokieć, wątroba
do krwi
we krwi
a krew nie woda

a krew nie woda
tylko i li

tylko
ciało
zupełnie nagie
mówi mi prawdę

jest tym

nieoczekiwane
jak noc
jak bąble na stopach po długim chodzeniu
jak śmiech
jak zaschnięte gardło
wrzask w głowie
spocone ręce

minuta sekunda ułamek godziny
i kolejne sny nie przespane

myśli biegnące
wte i spowrotem
jak chomik na kołowrotku
kręce się kręce się
wokół osi

spojrzenie
zaciśnięte na moich nadgarstkach

łapię oddech, trzeci dziesiąty
dzień w kalendarzu

ukradkiem

twój pocałunek mój szept
mój smak twój gest
twoje milczenie mój puls
moja twarz twój ruch
nasz grzech

mój sen twoja wiara
twój śmiech moja kara
moje zbawienie, twoje dłonie
twoja łza, moje skronie

twoje zbrodnie mój strach
moje rzęsy twój pas
twoja rodzina  mój skwar
moja gra twoje policzki
nasz raz

Do rzeczy od rzeczy

się stało się

wszyscy słyszeli widzieli

na własne lub na sąsiada.

Mówiła mama:

z pustego i Salomon,

ale było pełne

i przelało się.

Do czego tu ten

Zbyszek przecież z czwartego

przychodził wychodził bywał.

Ksiądz rozgrzeszenia nie da.