Tag Archives: poezja

ciało

Ciało nieposłuszne
pogardzane
zawodne
w najmniej oczekiwanym momencie
podstawi nogę nieogoloną
lub pachę
wieczenie niegotowe
do lata
niegotowe w ogóle
ciało do krępowania
rzeźbienia wypracowania
krzywe kanciaste okrągłe
niemiłe dla oka
w dotyku niemiłe sobie.

Ciało wspaniałe
jedyne
nie ma drugiego takiego
i nie będzie dane
skończone
w swoim zamyśle
ze wszystkimi częściami
z palcami i krawędziami
lub bez
krzywe kanciaste okrągłe
do dbania
do kochania
mądrzejsze niż
ja.

proces

Skanuję każdą miniaturową literkę, leżącą blisko krawędzi strony.  Znaki alfabetyczne, spacje, znaki interpunkcyjne migają przed oczami, wiercą i pełzną, pożerając wolną przestrzeń kartki, rosną niczym Snake w starej Nokii. Układają się w magiczne zaklęcia przywołujące: litery układają się w słowa, słowa w zdania, zdania w akapity. Akapity, wyróżnienia, kursywa, wyjustowane krawędzie: wszystko w harmonijnym porządku. Struktury.

Literki wiercą się niecierpliwie w mojej głowie, jak kulki z liczbami przy losowaniu lotto. Skaczą i piszczą – któraż to zostanie za chwilę wybrana?! Pachną atramentem albo drukarską farbą, w zależności od dnia i nastroju. Wybierają czcionki i ich rozmiary, przebierając się, strojąc, kapryszą, że nie takie dodatki lub inny fason. Przeglądają się potem,  zadowolone z siebie, w nieprzezroczystym lustrze papieru.  Czasami bywają znajome, swojskie, innymi razem nieprzewidywalne. Czasami ich występy są bardzo krótkie, wyglądają wtedy niezrozumiale: nie każde oko odróżni je szybko od matematycznych ciągów i formuł, nie każdy rozwiąże ich równanie. Bywają też długie, długaśne, wielostronicowe niekończące się korowody. Toczą się tłumnie. Napierają. 

Litery buzują, jak bąbelki po wypitej zbyt dużej ilości szampana. Wirują mi w głowie i obijają mnie o ściany. Nęcą i wabią w pułapkę tekstu. Chcą się układać, zawierają sojusze oraz rozejmy, byle tylko osiągnąć cel, byle tylko osiągnąć swą misję. Ich zmowy nie da się już pokonać. Nie da się ich odstraszyć i przekabacić. Napadają i w nocy i we dnie. 

A kiedy się już wysycą wszystkie spod palców, przychodzi uspokojenie. Opadają na pościel wraz z moim ciałem i zamykają oczy.

czuję ogarnia mnie szał
zupełnie nie
jak szał uniesień
zmęczyły mnie
(ś)cięte riposty
i wyrafinowane kontury

po raz pierwszy od dawna
dotykam
światła