W moim ostatnim twórczym szale powstają nowe odcinki podcastu, teksty, fotografie, a w głowie co chwilę rodzą się pomysły na kolejne. Odkrywam nieznane dotąd źródła inspiracji i poznaję (chociaż tylko wirtualnie) niezwykłych i oryginalnych twórców. Czuję dopływ dopaminy i endorfin. W pewnym momencie mój umysł i ciało zwalniają. Organizm wjechał w ulicę podporządkowaną. Ruchem kieruje dobrze znajomy głos. Zatrzymuje mnie i zaczyna zadawać niewygodne pytania, które, dziwnym trafem, zamiast pytań brzmią jak zapisany na starym winylu monolog. Trafiłam na swoją dawną, utartą trasę.
Dlaczego poświęcam swój wolny czas (a mam go ostatnio znacznie, znacznie więcej) na kreatywne zajęcia: pisanie i warsztaty pisarskie, podcast, wyzwania fotograficzne, przecież mogłabym (a nawet POWINNAM) spożytkować go praktycznie i na przykład zdobyć nowe umiejętności, które pomogą mi za jakiś czas znowu odnaleźć na rynku pracy: mogłabym (a raczej POWINNAM) nauczyć się nowego języka, albo pójść na kurs dla testerów oprogramowania, a nie jakiś, za przeproszeniem, warsztat pisarski. No halo! Co to w ogóle jest, na co to komu potrzebne? Głos w mojej głowie nie przestaje: Ot, taki Maciek to się właśnie przebranżowił… skończył kurs dla testerów i znalazł nową pracę. A ty?! Nie wiadomo co będzie za rok lub za dwa…TRZEBA myśleć praktycznie i podejmować rozsądne decyzje.
NIE MOŻNA marnować czasu i nie PRACOWAĆ. A ja tu sobie bimbam, na kreatywnych zlotach on-line i instagramie. Żeby chociaż lato było, mogłabym się realizować w kuchni przygotowując zapasy na zimę (i ciężkie czasy), lub wiosna: ogarnęłbym wiosnne remonty i sprzątanie. A tu, jak na przekór, zima. I mąż w koszulach nie chodzi, nie ma i co prasować. O, w garderobie ubrania takie niepoukładane. Ufff, udało się wreszcie do czegoś przyczepić – wydaje się komunikować głos, już niewerbalnie.
Ale przede wszystkim, przede wszystkim, NALEŻY myśleć o przyszłości. NALEŻY się skupić na PRACY. U mnie zaś, jak gdyby, żadnej pracy nie widać. Czyżby to było LENISTWO???
No, miło, miło (głos potakuje), lecz nie ma z tego PRAKTYCZNYCH korzyści. Pisanie, zdjęcia… ciekawe, ładnie, ale to przecież nie na POWAŻNIE. I za ten rok, albo dwa, będzie płacz, kryzys i bieda: może nie będzie gdzie wracać, może NIKT MNIE NIE BĘDZIE CHCIAŁ. Mąż będzie mnie utrzymywał? W dzisiejszych czasach (O, jak postępowo! – głos dziwi się samemu sobie), to chyba nawet już NIE WYPADA. Policzki zaczynają płonąć a tętno przyspieszać, gdy tak mówi do mnie głos w mojej głowie – bo wcale nie jestem pewna, czy to mój głos.
Tak, nie mogę popaść w zależność – mówię otwarcie, tym razem już zupełnie ja sama.
Bezsprzecznie, powinność i praca były w moim życiu zawsze na pierwszym miejscu, to właśnie wyniosłam z domu. Mogłam i robiłam wszystko co TRZEBA, POWINNAM, wedle jakichś niezapisanych nigdzie, za wyjątkiem mojego umysłu i ciała, standardów, często (zazwyczaj?) kosztem swojego zadowolenia (szczęścia?) i zdrowia. Standardów, które wyglądały jak prawdy objawione, a jak wiadomo, prawdy takie nie podlegają weryfikacji. Z biegiem czasu wypracowałam sobie też własne: jakże łatwo na podstawie ograniczonych danych wyciągać daleko idące wnioski!
To tylko moje schematy, w które wpadam, jak w wyjeżdżone koleiny na drodze, gdy na chwilę odwrócę głowę, gdy się zachwieję, gdy zbyt szybko nabieram prędkości. Jak pasy lub szelki zapięte o wiele za ciasno.
Schematy porządkują nam życie, schematy często powstają, aby nas chronić. Równie często rozwalają nam życie i krzywdzą.
Musisz wyjść za mąż, staropanieństwo to wstyd
Szef ma zawsze rację
Tylko stała praca daje stabilizację i komfort
Tak postępować, to przecież grzech
Dziewczyny powinny mieć zgrabne nogi
Wszyscy chcą mnie wykorzystać
To nie dla mnie, ja się do tego nie naddaję
Jestem inny/a. Lepszy/gorszy niż ludzie wokół
Muszę się poświęcić
Nie można okazywać: gniewu/dumy/radości
Wszystko się jakoś samo ułoży
Zaraz z pewnością wydarzy się coś złego
Powinienem bardziej dbać o finanse
Które przekonania są nasze, własne? Które zostały nam “objawione”? Które pomagają się nam zaadaptować, a które bardziej nam szkodzą? Które mogą nam służyć w danym momencie, ale nie będą dobre w podróży przez całe życie? Wybieramy swą trasę świadomie, czy jeździmy ciągle na autopilocie?
Powinnaś, powinieneś, czy chcesz?
PS Jak widać, udało mi się wyjechać z mało dla mnie przyjaznego terenu (uliczka mogła okazać się ślepa!).
Comments
„Schematy porządkują nam życie, schematy często powstają, aby nas chronić. Równie często rozwalają nam życie i krzywdzą.” W samo sedno. A poźniej spędza się godziny na terapii, walcząc z poczuciem winy za to, że masz swoje własne potrzeby, które nie wpasowują się w „kanony”.
Author
I właśnie o te potrzeby, które w kanony nie pasują, trzeba walczyć najbardziej! Powodzenia!